poniedziałek, 14 marca 2011

Bumerangi zdobędą wiosnę!!!


Tytuł tego posta to parafraza socrealistycznej lektury z lat 50-tych. Dlaczego? A dlaczego nie?
Fajnie brzmi...




W miniony weekend Wielkopolska rozpoczęła nowy sezon bumerangowy!

Lotnisko Ligowiec powitało nas idealną pogodą - słoneczko, czasami lekki wiaterek (w okolicach 0,5 do 1) więc można było poszaleć :)

Dzięki Darkowi i Beniowi mamy fotoreportaż z Ligowca. Dzięki chłopaki! Ja niestety zawsze zapominam o aparacie...
Panie, choć potrafią całkiem nieźle rzucać zrejterowały po 10-15 minutach ;) - wiadomo ploteczki ponad wszystko !

Rzucali starzy i młodzi:







... zobacz jak zakręca!



Były też porady dla początkujących...

...i kontrola jakości wykonania rzutów

Byli wśród nas i tacy, co ponad zabawę z bumerangami przedkładają literaturę na świeżym powietrzu ;)

Człowiek z powracającym wieszakiem :)

Fachowe spojrzenie na szlify.


Na koniec tego fotoreportażu chciałem jeszcze pokazać, że rośnie nam kadra ostrych zawodników! Na zdjęciach poniżej 9-cio letni miotacz rzuca bumerangiem typu Banan zrobionym z 6-cio milimetrowej sklejki bukowej!!! Model jak na jego wiek dość ciężki wagowo i trudny technicznie, a jednak mu wraca! Oby tak dalej, a za parę lat mistrzostwa IFBA mamy w kieszeni!!!
Proszę zwrócić uwagę na idealną technikę rzutu!


To tyle u nas w okolicach Poznania...

...a tak otwarto sezon w Wągrowcu:


Gratulacje!
Mam nadzieję , że Wągrowiec przedstawi silną ekipę na najbliższe zawody!
Szczegóły już niedługo!

czwartek, 3 marca 2011

Kultura Aborygeńska część 3



Wspomniana we wcześniejszym poście tutaj tarcza nie była jedyną rzeczą wytwarzaną z drewna Mulgi. Jedną z charakterystycznych cech Mulgi to miękkość i łatwość obróbki świeżego drewna i niezwykła twardość i wytrzymałość po jego wyschnięciu, dlatego też używano go do wytwarzania naczyń, włóczni, oraz przedmiotów najczęściej kojarzonych z Australią - bumerangów.

Bumerangi najczęściej wykonywano z gałęzi lub korzeni które były już z natury miały formę właściwych, zakrzywionych kształtów. Kształt ten wiązał się z wytrzymałością na pęknięcia i wyłupania, bowiem zakrzywiony układ słojów gałęzi, zgodny z kształtem bumerangu czynił go bardziej odpornym na uszkodzenia. Oczywiście także dzięki temu kształtowi środek ciężkości był przesunięty poza obrys bumerangu i dzięki temu wirujący bumerang leciał dalej, precyzyjniej, no i uderzał z większą siłą.
Bumerang w codziennym życiu Aborygena miał wiele funkcji: był bronią, instrumentem muzycznym (służył do wystukiwania rytmu), podręczną łopatką, wreszcie gdy był specjalnie ozdobiony stawał się również przedmiotem kultu.
W czasie polowań i walki był miotany z zadziwiającą siłą i precyzją. Opowiadane są niesamowite historie mówiące o tym, że dobry, doświadczony myśliwy potrafi z odległości 500 stóp (ok. 150 metrów) jednym rzutem upolować Czerwonego Kangura, który jest największym przedstawicielem torbaczy. Jako ciekawostkę należy zaznaczyć że bumerangi jako broń były stosowane również w starożytnym Egipcie, Indiach a także... w Polsce. Tak, tak - to właśnie u nas w przełomie Białki pod Krempachami w jaskini na Skale Obłazowej znaleziono najstarszy na świecie bumerang datowany na około 35 tysięcy lat.

Pomimo wielu dziwnych opowieści krążących w literaturze (i nie tylko), bojowy bumerang nigdy nie wracał.
Bumerang powracający został "wynaleziony" najprawdopodobniej przez przypadek, gdy jego wytwórca pomylił się przy wykonywaniu profilu dla typowego bojowego/myśliwskiego bumerangu. Australijskie wykopaliska archeologiczne dowodzą że powracające bumerangi wytwarzano w niewielkich ilościach w porównaniu z bojowymi, z czego wysnuto wniosek że używano ich głównie w celach rozrywkowych.

Równie ważną, a nawet ważniejszą bronią od bumerangu była włócznia, głównie ze względu na swoją uniwersalność - włócznią można "ustrzelić" ptaka, rybę jak i kangura. Trzony włóczni były wykonywane z grubych gałęzi ciosanych do odpowiednich rozmiarów. Jako grotów używano kamieni przymocowywanych łykiem łuszczonym z kory Black Wattle. Aborygeni stworzyli pewien rodzaj "wyrzutni" włóczni, której działanie mogłoby zaskoczyć niejednego współczesnego konstruktora. Zainteresowanych tematem wyrzutni odsyłam do hasła "woomera".

Oczywiście mówiąc o przedmiotach wykonywanych z drewna to trudno nie wspomnieć o innych charakterystycznych przedmiotach takich jak didgeridoo czy Bull-roarer.

Didgeridoo - czyli "buczący kij" to nazwa wymyślona przez kolonizatorów. Nazwa nadana mu przez Aborygenów z plemienia Yolngu to Yidaki. Ponieważ właśnie to plemię uważane jest za "wynalazców" tego instrumentu - to nazwa ta uważana jest za obowiązującą.
Yidaki powstawało zawsze przy pomocy natury. Jest to zwykle pień młodego drzewa wyjedzony od środka przez białe mrówki (termity) - to znacznie ułatwia twórcy dalszą obróbkę. Wytwórca idąc w busz wybiera odpowiedni pień (lub gałąź) i stuka w nią, wsłuchując się w odgłos. Jeżeli środek pnia jest wystarczająco wyjedzony - ścina go. Insekty są usuwane ze środka, który następnie jest oczyszczany i jeśli trzeba powiększany. Koniec tworzący ustnik jest często oklejany woskiem pszczelim. Didgeridoo posiada głęboki, dudniący głos w granicach częstotliwości 70 Hz. Są to dźwięki niskie, spokojne, sprzyjające kontemplacji. Być może dlatego Aborygeni uważają że ten instrument ma również właściwości lecznicze. Jest to najprawdopodobniej pierwszy instrument dęty jaki powstał na Ziemi. Gatunkiem najczęściej wykorzystywanym do wytwarzania Yidaki był Stringybark (Eucalyptus Tetradonta) - jeden z gatunków Eukaliptusa. Ciekawostką jest, że Yidaki jako przedmiot symbolizujący męskość nie mogło być używane przez kobiety. Instrument wykonany zgodnie z ceremoniałem nabierał magicznej mocy. Samo dotknięcie instrumentu, nawet przypadkowe, miało przynieść na kobietę duże nieszczęście.


Indonezyjskie Didgeridoo zrobione z bambusa.


Kolejnym przykładem przedmiotu kultu to święte tabliczki "Inma", znane też jako "Czuringa" czy z angielska "Bull-roarer". Polskie tłumaczenie "ryczywół" osobiście nie bardzo mi odpowiada. Wolę pozostać przy oryginalnych określeniach.
Myślę że większości znana jest scena z filmu "Krokodyl Dundee II", gdzie główny bohater bierze do ręki deseczkę ze sznurkiem, a zapytany: " co robisz" odpowiada "idę zatelefonować". To oczywiście żart, ale sam przedmiot ma duże znaczenie dla Aborygenów. Jest to kawałek drewna najczęściej Mulgi, obrobiony w opływowy kształt. Na jednym z końców posiada otwór, przez który przeciągnięty jest sznurek. Gdy drugi koniec sznurka chwycimy do ręki i zaczniemy nim obracać wokół siebie ta poprzez ruch obrotowo-wirujący deseczka będzie wydawać odgłos. Zwykle w czasie zebrań starszyzny plemiennej, kilku mężczyzn otaczało święte miejsce spotkań i "grało" na Inmach. Dźwięk ten oznaczał iż osobom niepowołanym nie wolno wchodzić na ten obszar. Same tabliczki pokryte odpowiednimi rytami stanowiły przedmiot święty, na który mogą patrzeć tylko wybrani.


Inma mojej roboty, mocowana na mocnej szewskiej dratwie:


Jakkolwiek by nie traktować tradycyjnych wierzeń ludów Australii, należy mieć do nich szacunek. Warto też zwrócić uwagę jak blisko natury były ludy aborygeńskie, czego nam ludziom cywilizacji dziś bardzo często brakuje. Gonimy co dzień za złudą śpieszymy do tak naprawdę nie wiadomo czego, a gdy wywalczymy wolny czas dla siebie, to najczęściej zabijamy go siedząc przed telewizorem, komputerem, w dusznym kinie lub jakiejś zadymionej knajpie. Może jednak warto raz na jakiś czas przerwać tę pogoń, wyjść na świeże powietrze, porzucać trochę bumerangiem, "zatelefonować" dla zabawy bull-roarerem, lub pobuczeć na Grzmiącym Patyku?
Z pewnością jest to dobry sposób aby się "odstresować" i zapomnienieć choć na chwilę o współczesnej zagonionej cywilizacji...
Countomat - licznik oraz statystyki webowe (Statystyki i Analiza danych, Wykresy, Licznik, Dane statystyczne)